środa, 8 października 2014

Eclipse - rzut okiem na kosmiczne 4X

Eclipse to jedna z największych i najważniejszych gier 4X. Określana jest często jako „euro Twilight Imperium” – i coś w tym chyba jest. W tym krótkim artykule chciałbym przybliżyć wam moje wrażenia z pierwszej rozgrywki.

Pierwsze, co zwróciło moją uwagę po otwarciu pudełka to ogromna ilość elementów. Mnóstwo żetonów o różnych kształtach i rozmiarach, zestawy figurek, pokaźne stosiki kart pomocy – wszystko to robi wrażenie. Niestety - do czasu, bo za ilością nie idzie jakość. Arkusze graczy to cienkie tekturowe plansze, które bardzo łatwo się wyginają i raczej kiepsko zniosą upływ lat. Brzydkie są też figurki – nie mają startu do tych z Twilight Imperium czy Starcrafta. Rozumiem rzecz jasna, że to nie ten kaliber gry i nie ten budżet, ale jednak… Przyczepić się można w zasadzie do całości oprawy – grafiki, choć czytelne i funkcjonalne, są zwyczajnie ubogie i nieładne. Generalnie całość wygląda bardzo amatorsko, co dziwi tym bardziej, że cena nie jest niska.

Setup i tłumaczenie zasad zajęło nam 45 minut. Jest to naprawdę dobry wynik jak na grę tego kalibru! Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że Eclipse ma wyższy próg wejścia, jednak reguły są bardzo logiczne, a ikonografia przejrzysta. Jak na rasowe euro przystało, praktycznie wszystkie informacje znajdują się na planszy, toteż potrzeba zerknięcia do instrukcji w trakcie gry zachodzi sporadycznie. Przyczepić się można jedynie do kart pomocy – zamiast umieścić wszystkie informacje na jednym arkuszu, twórca zdecydował się rozrzucić je na kilku różnych kartach. Sprawia to drobne problemy, gdy musimy szybko coś sprawdzić.

Widok na planszę
Sama rozgrywka to całkiem zgrabna próba przeniesienia komputerowego space sima na planszę. Osią Eclipse jest – a przynajmniej powinna być – walka, jednak moja pierwsza partia upłynęła na bardzo zachowawczej grze wszystkich uczestników zabawy. Można to jednak zrzucić na karb braku doświadczenia, bo założę się, że wyjadacze grają o wiele agresywniej. W mechanice Eclipse nie ma niczego odkrywczego, większość rozwiązań hołduje klasykom gatunku. Celem gry jest zdobycie jak największej ilości punktów zwycięstwa przed upływem 9 tur. Otrzymujemy je za kontrolę obszarów, toczenie walk, rozwijanie technologii, zawarcie sojuszu, a także niekiedy jako nagrodę za odkrycie nowego kafelka mapy. Ekspansja w przestrzeni kosmicznej daje nam dostęp do planet, z których możemy pozyskiwać trzy rodzaje zasobów: pieniądze, naukę, materiały. Odbywa się to na identycznej zasadzie, co w Terra Mystica: przesuwając kostkę symbolizującą kolonistów na planszę odkrywamy pole zasobów na swoim arkuszu. Kluczem, jak w większości podobnych gier, jest odpowiednie zarządzanie surowcami – czy lepiej mieć więcej złota, a tym samym więcej możliwych akcji do wykonania? A może więcej materiałów, by zbudować liczniejszą flotę? A gdyby postawić na naukę i tym samym szybciej rozwijać się technologicznie oraz ulepszać statki? Gra jest mózgożerna i pozostawia graczom wiele swobody. Ciężko wyrokować po pierwszej partii, wydaje mi się jednak, że nie ma tu jednej strategii wygrywającej.

Będąca osią gry walka jest dość prosta, ale satysfakcjonująca. Ze względu na możliwość w zasadzie dowolnej rozbudowy statków starcia są naprawdę niepowtarzalne. Standardowo za każdą jednostkę toczymy k6 i trafiamy na 6, jednak rozmaite ulepszenia pozwalają poszerzyć zakres trafienia, zwiększyć zadawane obrażenia czy ochronić przed obrażeniami – do wyboru, do koloru. Przy doborze ulepszeń ogranicza nas jedynie ilość pól na moduły w danym statku, a także konieczność posiadania silnika zdolnego je napędzić.

Arkusz gracza
Jak już powiedziałem, Eclipse to tytuł mechanicznie odtwórczy, ale wykonany bardzo precyzyjnie. Graczy obeznanych z euro nic tu nie zaskoczy, istotne jest jednak to, że prawie wszystkie elementy zdają się być świetnie ze sobą zgrane. Prawie, bo mam drobne „ale” do dość dziwnej losowości. O ile obecność kości rozumiem i akceptuję – nie wyobrażam sobie kosmicznej strategii bez turlania – tak nie podoba mi się system nagród. Mocno premiuje on graczy toczących liczne walki – za każde zwycięskie starcie ciągniemy żetony z punktami zwycięstwa i wybieramy ten o największej wartości. Ponieważ najlepsze z nich dają aż 4 punkty (podczas gdy np. bardzo kosztowne i trudne rozwinięcie wybranej gałęzi technologii do maksymalnego poziomu 5 punktów), to szybko można zdobyć wiele punktów niskim kosztem. Nieco zbyt potężne są też wszelakie „znajdźki”, odkrywane na niektórych kafelkach mapy. I znów – jeśli ktoś dociągnie kafelek z takim żetonem (i najczęściej statkiem Starożytnych – neutralną jednostką, z którą można walczyć), to ma szansę bardzo szybko się obłowić. Sytuację ratuje nieco możliwość odrzucania obszarów, jeśli właśnie odkryty nam nie pasuje. Dyskusyjny jest też losowy dociąg nowych technologii - co turę dokładane są nowe (zależnie od ilości graczy), bywa jednak tak, że pożądany żeton pojawia się tylko raz i osoba, która go zgarnia, zyskuje dużą przewagę. Z rzeczy mniej istotnych – bardzo słaba jest fabularna otoczka gry, sztampowa i niekonsekwentna. Niestety, ale przy historii z Twilight Imperium toto nawet nie leżało.

To wszystko jednak akceptowalne mankamenty. Eclipse wydaje mi się gruntownie przemyślaną i dopracowaną grą; z najwyższą chęcią powitam ją na stole ponownie. Choć nie jest odkrywcza i czerpie garściami z wielu innych tytułów, to jej poszczególne elementy są dobrze dopasowane i całość działa świetnie. Oczekujcie recenzji po większej ilości partii! :)

2 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o Terrę Mysticę to nie Eclipse z niej czerpie tylko na odwrót... Eclipse był pierwszy:)

    Nie wiem jakie jeszcze inne mechaniki czerpie on z innych gier, ale proponuje to jeszcze sprawdzić ;)

    Brakuje wyraźnie ogrania - nie można popełniać recenzji o Eclipse po jednej rozegranej partii :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyłapanie błędu - skoryguję to. Przypominam też, że to NIE JEST recenzja - co prawda opisuję grę dość szczegółowo, jednak wyraźnie zaznaczam, że będę mógł zweryfikować swoje wrażenia dopiero po rozegraniu jeszcze paru partii ;)

      A jeśli chodzi o podobieństwa do innych gier - to choćby lansza i sposób toczenia starć nieodmiennie przywoływał na myśl Twilight Imperium. Być może to tylko mylne wrażenie, ale nie mogłem pozbyć się silnego uczucia, że "gdzieś już to wszystko widziałem".

      Usuń